Trzaskowski i Hołownia mogą pokonać Tuska
  • Antoni TrzmielAutor:Antoni Trzmiel

Trzaskowski i Hołownia mogą pokonać Tuska

Dodano: 
Szymon Hołownia i Rafał Trzaskowski
Szymon Hołownia i Rafał TrzaskowskiŹródło:PAP
Donald Tusk swoją prezentację po emigracji teoretycznie skierował przeciw PiS. Praktycznie przeciw pokoleniu 40-latków, a więc Hołowni i Trzaskowskiemu, a nawet Lewicy. Tych, którzy nie uznali, że „opozycja to on”. Jak na razie nie jest jej liderem a jedynie… p. o. szefa PO

Słynne Tuskowe „panowie, policzmy głosy” nie padło. Gdy Donald Tusk odchodził, zostawił Polskę i Platformę w rękach Ewy Kopacz (choć jak chcą informatorzy, de facto to on podejmował decyzje – także te najbardziej kontrowersyjne jak przyjmowanie migrantów „w każdej liczbie”). Symboliczne, że teraz ona także musiała ustąpić, by on mógł wrócić jako p.o. szefa PO. Zostawił Polskę Ewie Kopacz i Polacy tego nie chcieli. W wyborach zdecydowali inaczej. Zostawił Platformę Ewie Kopacz – i „platformersi” tego nie chcieli. W wyborach najpierw postawili na Grzegorza Schetynę – byłego przyjaciela, którego im dłużej rządził, tym mocniej politycznie kopał Donald Tusk.

I symboliczne, że Donald Tusk nie chce wyborów, by mieć pełny, demokratyczny mandat. Widocznie policzył głosy i wie, że wynik mógłby być nie tak imponujący, jak niegdyś (czy jak tego samego dnia odnotowuje po raz piąty Jarosław Kaczyński). To mogłoby być nie tylko za bolesne dla Donalda Tuska, ale i politycznie rujnujące. Bo jego pozycja nie jest tak dobra, jak przedstawia to TVN.

Symboliczne jest też, że by konstrukcja formalnego powrotu mogła mieć miejsce, ustąpić musiało wielu – co raczej świadczy o ich figuranckiej roli w polityce. Byli wypełniaczami.

Ale najważniejszym symbolem jest to, że jeden nie chciał. I to jaki. Ten, który wychodząc wcześniej bocznymi drzwiami z wymowną miną, powiedział do kamer – „wciąż jestem wiceprzewodniczącym PO” (czytaj: nie dałem się złamać) i… jadę się zaszczepić (pokazując, czym ludzie żyją i… deprecjonując „wiekopomne”, jak to się przedstawia w zachodnich mediach, znaczenie powracającego). A więc ten do końca, mimo kolejnych dni bezpośredniej i medialnej presji, ustąpić się nie zdecydował. Tajemnicą poliszynela jest, że to Trzaskowski chciał i chce szybkiego policzenia głosów wewnątrz Platformy. Tusk, jako się rzekło, w tej już nie-nocnej zmianie, głosów liczyć nie chce.

Ale Trzaskowski ma za sobą sporo. Także lepszy od Tuska wynik w wyborach prezydenckich. Oczywiście ostatecznie przegrał je z Kaczyńskimi tak jak niegdyś Donald Tusk, ale to on uzyskał przeszło 10 milionów głosów, a Tusk ledwo ponad 7 milionów. Trzy miliony różnicy w zdolności aktywizacji (co najtrudniejsze) elektoratu to wynik na osobną, liczącą się partię (której kadrówkę wśród młodych na wszelki wypadek Trzaskowski organizuje).

Zwłaszcza że Trzaskowski ma wynik sprzed roku, Tusk sprzed ponad 15-tu. Z czego połowę spędził z dala od zwykłych polskich spraw. Gdy Trzaskowski szedł w protestach strajku kobiet ulicami Warszawy, Tusk jedynie i prawie po wszystkim ściągnął Martę Lempart do Brukseli i ubrał się w koszulkę z błyskawicą. Trzaskowski w ciągu ostatniego roku był w wielu więcej miastach w Polsce niż Donald Tusk w ciągu ostatniej dekady. A, jak chciał klasyk: wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Deutsche Welle.

Przewag Rafał Trzaskowski ma więcej

A co najważniejsze nie ma wyboru. Gdy nastała ekipa Edwarda Gierka żartowano, że zapowiedzi kolejowe brzmią: „pociąg pospieszny z Katowic – proszę odsunąć się od stanowisk”. Powrót Tuska dla pokolenia 40+ oznacza proces odwrotny. Ci młodzi mają odsunąć się od wywalczonych latami pozycji, bo wraca stare – ekipa, trzymając się anegdoty, w wieku ludzi Gomółki. Powrót Tuska zapowiadali Polakom… Ewa Kopacz, ale i nagle uaktywniony ex-prezydent Bronisław Komorowski, oraz „młodzi działacze szczebla ogólnopolskiego PZPR”: Włodzimierz Cimoszewicz i świętujący 75.-lecie Leszek Miller. Nikt znaczący i politycznie młody dla „młodych, wykształconych i z wielkich ośrodków”.

I jakże widać to napięcie pokoleniowe (Inaczej niż w PiS, gdzie prezes z premierem, dwa różne pokolenia, grają zgodnym tandemie). Owszem Donald Tusk zakładał Platformę, a Trzaskowskiemu już wypominano, że on nie. Sam Tusk przedstawił się w sobotę jako człowiek „zaangażowany w politykę od lat 70.-tych”. Trzaskowski w niedawnej kampanii jako datę politycznej inicjacji prezentował 4 czerwca 1989 r. To dwadzieścia lat różnicy, zupełnie inny moment w historii Polski. Ale i ostatnie lata ją zmieniły.

Tusk w swoim wystąpieniu przedstawił problem ekologiczny jako ten, którego Polacy nie rozumieją (serio?), a on dopiero w Brukseli zrozumiał, że „młoda szwedka” ma rację. Dla Trzaskowskiego to jednak oś jego obu kampanii. Tusk nieśmiało (i tu może mieć racje) puszcza oko do LGBTQ, Trzaskowski weń politycznie pływa. Wreszcie, za czasów rządów Tuska i Kopacz, Trzaskowski mógł przycupnięty na stołeczku notować ważne spotkania w Brukseli, a dziś może przedstawiać się we wszystkich językach Unii, jako ten który zorganizował szczepienia na COVID-19. Wówczas mógł prowadzić kampanie na motorówce Hannie Gronkiewicz-Waltz, dziś jego była pryncypałka może wyładowywać swą frustracje wobec niego co najwyżej na Twitterze – pisząc, by zajął się Warszawą, a Polskę i Platformę zostawił Tuskowi.

Tyle, że zgoda na to dla Rafała Trzaskowskiego oznaczać dlań będzie los polityczny Borysa Budki, którego słowa o tym, że to on sprowadził Donalda Tuska do Polski, skwitowane zostały nie tylko wymowną miną samego zainteresowanego. Po konwencji, gdy Tusk stanął przed kamerami, Borys Budka był w kadrze tvn24 pokazywany niczym jeden z bodyguardów byłego premiera. Na to Trzaskowski sobie nie pozwoli. Zwłaszcza że ma alternatywy.

Na czele z tą największą. Może Donaldowi Tuskowi zrobić to, co Donald Tusk zrobił Unii Wolności, a zarząd Agory Adamowi Michnikowi. Założyć nową, lepszą Platformę. Zamiast podzielić los poprzednich triumwirów Tuska, sam może stworzyć nowy triumwirat, w którym to on może być Tuskiem. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Trzaskowski porozumiał się z rówieśnikiem – Szymonem Hołownią, którego polityczne wspomnienia też rozpoczynają się od 1989 r. i politycznego zaangażowania jego ojca (inne pytanie, dla ekspertów czy aby nazbyt nie tkwi w rozgrywaniu tamtej wojny). Trzecim partnerem rzecz jasna jest tu Nowa Lewica – Czarzasty czy Kulasek nie chcą z pewnością czekać jak Miller przez lata premierostwa Tuska w przedpokoju ani być jak Bartosz Arłukowicz, który obejmuje i rezygnuje z groteskowych stanowisk wedle sondaży. Mają, mam wrażenie większe, ambicje. I pokazali to podczas głosowania ws. 750 mld dla Polski, gdy Budka zresztą realizujący ten sam koncept Tuska nie wysadził rządu… tylko siebie.

Blitzkrieg

I Tusk ten najwyraźniej scenariusz ma w tyle głowy. Stąd taktyka wojny błyskawicznej, którą zaproponował – od publikacji Tygodnika Polityka (której to dziennikarka niegdyś pytała go, jakie ona ma poglądy – „chyba europejskie”), że konia dosiada i wszystko jest poukładane, przez „Tusk Vision Network” (gdzie od dawna ta Monika Olejnik, która publikowała zdjęcia, będąc w objęciach Donalda Tuska, Rafała Trzaskowskiego traktowała, jakby był jakimś… pisowcem), po przemówienie. Temu właśnie podporządkowane: ma zająć całą przestrzeń opozycji.

Stąd spin Donalda Tuska też jest tak intensywny, będąc zarazem powrotem do przeszłości – wieczorne wino w modnej knajpie, poranny jogging w Łazienkach. Zabrakło tylko Sławka Nowaka, helikoptera TVN na toyotą premiera, oraz słynnego „Donald się wściekł”. Znów być jej królem słońce. Bo jeśli nie będzie najjaśniejszy, to w tym układzie może okazać się, że nie tylko są inni, ale i są silniejsi. A więc on może być najwyżej… Bronisławem Komorowskim.

Sobotnie wystąpienie Donalda Tuska oparte było o frazę o „100%”. Było więc w stu procentach o sobie, było także, że rządy PiS są w 100% dla Polaków złe i nie wolno „po ale” wskazać, że 500+, obniżenie wieku emerytalnego, wzrost gospodarczy, wzrost płac, emerytur, 13, 14, największy unijny budżet, szczepienia jest ok. Bo, jak mówił Tusk, „to, co przed, ale się nie liczy”. Zdaniem Tuska i wąskiej grupy jego akolitów PiS jest „czystym złem”.

To program, do którego nawoływali Tuska Cimoszewicz i Miller, ale nie wiadomo czy skuteczny wobec Polaków, którzy widzą błędy PiS szczególnie jaskrawo (bo im wolno mniej – i uchwały V kongresu partii Kaczyńskiego zdają się to przyznawać), ale nie potępiają w czambuł wszystkiego. Bo, gdyby tak było, to PO, która tę linię polityczną Tuska realizuje nieprzerwanie od 2005 r., wybrałaby w 2015, 2016, 2019, 2020 r. A tak nie było – nawet mimo zjednoczenia całej opozycji i współpracy Tuska i Schetyny. Przecież PO w ciągu ostatniego roku mówiła to, co na Radzie Krajowej Tusk – że nie śpią w nocy, bo myślą jak odsunąć PiS od władzy. Platforma p.o. Tuska niczym się w tym nie różni wobec platformy Budki, który swój awans na przewodniczącego zawdzięczał takim równie twardym pozycjonowaniu się jako – „p.o. Tuska”, czyli „Tusk na miarę ówczesnych możliwości” (nic więc dziwnego, że oryginał pokonał imitacje).

Tyle, że to nie pozwoliło PO wygrać. To PO pozwoliło znaleźć się na granicy politycznej śmierci klinicznej. Bo Polacy od 2015 r., ale i w wyborach prezydenckich w większości nie kupili tego, co dziś głosi Donald Tusk. O tym, że PiS jest czystym złem. Pokazuje to wynik Szymona Hołowni, którego patchworkowa formacja politycznych trzecioligowców zdetronizowała wielką PO.

Dlatego Tusk, wbrew własnej propagandzie, nie jest skazany na zwycięstwo. 27:1, które zdaje się, było takim samym wyborem, jak wczorajsze objęcie funkcji „p.o. szefa PO”.

Ostrze niezwykle brutalnego wystąpienia Donalda Tuska było skierowane nie, jak się mogło wydawać na Jarosława Kaczyńskiego, ale właśnie na pokolenie 40-latków. Trzaskowskiego i Hołownię, oraz znajdującej się w tej samej roli politycznej bardziej niż metrykalnej – Lewicę.

To o ich kompletną wasalizację toczy się teraz gra Donalda Tuska. Jest brutalna. I jeśli wytrzymają, porozumieją się z Grzegorzem Schetyną i jego frakcją, Trzaskowski, Hołownia, a nawet Czarzasty – który jak widać, nie stracił, a zyskał na tym, że przestał się podpisywać w ciemno pod wszystkim, co robi PO (jak Władysław Kosiniak-Kamysz) – mają szansę wygrać.

Ta wojna na opozycji jest autentyczna, o wszystko i linie podziałów mogą być bardzo dynamiczne i wcale nie oczywiste (Prezydenta Warszawy z PO w tych dniach zdradziła warszawska PO).

Tusk? Wymarzony prezent Kaczyńskiego

PiS może zaś przedstawiać „powrót posła” jako symbol. Za rządów PO nawet premier szukał pracy za granicą, a za rządów PiS opłaca się wrócić z saxów do Ojczyzny. Niczym Gazeta Wyborcza żegnająca Tuska serią „polish your English with Donald” rząd Morawieckiego może ruszyć z akcją repatriacyjnych ulg pod hasłem „Wróć do Polski jak Donald. Nawet jemu się to opłaca”, „Wróć do Polski Twoja rodzina / praca / szczepionka już tu jest”.

Więcej. Dla Kaczyńskiego „powrót Tuska” to ogromny prezent. Sporo większy niż „oczywista oczywistość” wyboru na kolejną kadencję.

Raz, że jako się rzekło, póki co, dla opozycji oznacza to wewnętrzną realną wojnę pod dywanem.

Dwa, że linia Tuska oznacza dla wewnętrznych frakcji Zjednoczonej Prawicy, że teraz każde odejście o krok od linii i rozwiązań personalnych Jarosława Kaczyńskiego oznacza gra na rzecz Tuska. A tego elektorat nikomu nie wybaczy. Jak więc nie ma już miejsca dla postawy, którą Jan Pietrzak w „Szachach personalnych” plastycznie nazwał „nasze majtki nosił, a dla tamtych grał”.

Trzy, że to przeciwnik bardzo dobrze znany, z którym Kaczyński umie wygrywać. I to taki, który przez ostatnie lata siedział na ławce rezerwowych.

Cztery, że jest z tego samego pokolenia. Wielokrotne podkreślenia przez ostatnie lata w wywiadach przez Jarosława Kaczyńskiego problem, iż w Polsce nie ma zwyczaju pełnienia funkcji w naprawdę dojrzałym wieku – właśnie się unieważnił. Wcześniej relatywizował się nie tylko międzynarodowo (pars pro toto Trump Biden), jak i wewnętrznie (Tusk w odróżnieniu od Trzaskowskiego czy Hołowni).

Pięć, że to dziś słabszy zawodnik. I to taki który – oprócz przerysowanej krytyki – nic nie proponuje. W sobotnim Tuskowym „3-D” słusznie straszył inflacją, bo jej Polacy się autentycznie boją. Gorzej, że ona rośnie wszędzie, a w Polsce właśnie zaczęła nieco spadać. Ale już narzekanie, że Polska zadłużyła się podczas COVID-19 by utrzymać miejsca pracy i rozwój gospodarczy (jeden z najwyższych w UE), albo zadłuża się wraz z całą Unią, by włączyć rozwojowi gospodarczemu turbo – trafi, mym zdaniem, jedynie do serc części Konfederatów. Reszta wytknie Tuskowi, że Europejska Partia Ludowa, na czele której wciąż stoi, poparła Fundusz Odbudowy. Większość zaś uzna ten zarzut – jeden z trzech głównych – za równie racjonalny co oskarżenia, że ktoś przy tak niskich stopach procentowych wziął kredyt na nieruchomość, nim ich ceny wystrzeliły. I popuka się w głowę, po czym… złapie za portfele.

Trzecia kadencja formacji Kaczyńskiego wraz z powrotem Tuska, stała się o wiele bardziej możliwa.

Czytaj też:
Fogiel: Nie oszukujmy się. Tusk nie przyjechał walczyć z PiS
Czytaj też:
"KO miała i ma bardzo poważną misję". Konferencja prasowa Tuska

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także