Poseł PiS zabrał głos w ramach dyskusji nad tzw. ustawą wiatrakową. Inicjatywę forsuje resort klimatu kierowany przez Paulinę Hennig-Kloskę i partie koalicji. Okazało się nawet, że "zaszyto" w tym projekcie mrożenie cen energii. Opozycja (choć w PiS są także opinie odmienne – np. poseł Ireneusz Zyska) uważa, że nowelizacja w zakresie wiatraków jest nie do przyjęcia.
Matecki: Zatrzymamy ustawę wiatrakową
– To, co dzisiaj robicie, próbując zmniejszyć odległość wiatraków od budynków mieszkalnych z obecnych 700 metrów do 500 metrów to uderzenie w życie Polaków, którym chcecie zniszczyć życie. Polacy tego nie chcą, protestują – powiedział Matecki. – W poprzednich kadencjach posłowie Suwerennej Polski bronili Polaków przed tymi złymi rozwiązaniami i dziś będziemy to robić jako PiS – kontynuował, wyrażając nadzieję, że prezydent Karol Nawrocki nie podpisze tej ustawy.
– Zatrzymaliśmy stawianie wiatraków nad polskimi lasami, zatrzymamy również tę ustawę. Trudno, pani minister Siemens-Kloska nie wiem jak się pani z tego wytłumaczy ludziom, którym być może pani to obiecała – powiedział polityk.
Wprowadzenie 500 metrów zamiast 700 jako minimalnej odległości wiatraków od zabudowań to jedno z kluczowych założeń nowelizacji.
Politycy PiS, Konfederacji i Korony wskazują, że jest to odległość zdecydowanie zbyt mała. Poseł Tadeusz Chrzan z PiS zwrócił uwagę, że już teraz lokalne społeczności protestują przeciwko lokalizowaniu turbin wiatrowych przy swoich domach. Chodzi o hałas, migotanie cienia, wpływ na krajobraz, radykalne obniżenie wartości znajdujących się tam nieruchomości, zagrożenie dla ptaków czy negatywne oddziaływanie na zdrowie.
"Kto z nas chciałby mieszkać 500 metrów od turbiny?"
– Najnowsze badania wskakują, że mieszkańcy skarżą się na tzw. syndrom turbiny wiatrowej, który obejmuje bóle głowy, problemy ze snem czy też niepokój [...] – Proszę państwa, kto z nas chciałby mieszkać 500 metrów od turbiny? – zapytał retorycznie posłów Chrzan.
W debacie pojawiły się również głosy, że w istocie chodzi o to, że lobby prowiatrakowe ma zrealizować interesy zachodnich firm, które chcą zarobić na transformacji energetycznej w Polsce, sprzedając swoje turbiny, a najlepiej uzależniając Polskę od importu tych turbin z Niemiec czy Danii. Jednocześnie władze prowadzą bowiem działania zmierzające do wygaszania polskiego górnictwa zgodnie z założeniami tzw. polityki klimatycznej Unii Europejskiej.
Konfederacja przypomina: Źródła stabilne są wysoko opodatkowywane
Poseł Krzysztof Mulawa z Konfederacji przypomniał m.in., że energia ze stabilnych źródeł jest w Polsce wysoko opodatkowana, przez co jej ceny są wyższe. Tłumaczył również, że rządzący nie mówią o kosztach inwestycyjnych, jakie poniesie Polska na zabudowanie kraju wiatrakami do wytwarzania energii. Parlamentarzysta powiedział, że Polska nie wykorzysta własnego potencjału drzemiącego w biomasie i geotermii, a ponadto w niepewnej sytuacji geopolitycznej w momencie zerwania łańcuchów dostaw może zostać bez energii, bo przecież sama nie produkuje turbin wiatrowych.
Niestabilne źródło energii
Jarosław Sachajko z koła Republikanów przekonywał, że w projekcie nie ma mowy o gigantycznych kosztach, jakie poniesie państwo na dostosowanie sieci przesyłowych.
– Energia wiatrowa to źródło niestabilne, uzależnione od warunków pogodowych. W okresach bezwietrznych często przez kilkanaście dni w roku, prąd w Polsce i tak musi być generowany przez klasyczne źródła – elektrownie węglowe i gazowe – zaznaczył. Przypomniał też o blackoucie w Hiszpanii z powodu nadmiaru OZE w miksie energetycznym.
Sachajko i jego kolega z koła Marek Jakubiak, w trakcie debaty podkreślali również, że obecnie Europa zaczyna powoli odchodzić od energetyki wiatrowej.
Skalik: Niemcy właśnie zamykają farmę wiatrową
Szereg negatywnych konsekwencji zastawienia Polski wiatrakami podniósł także poseł Korony Włodzimierz Skalik z Konfederacji Korony Polskiej.
– Partia niemiecka forsuje bardzo zły projekt ustawy wiatrakowej, który służy przede wszystkim interesom niemieckiej gospodarki i w naszej opinii jest efektem niemieckiego lobbingu – powiedział. – Dzieje się to w czasie, gdy Niemcy zamykają pierwszą morską farmę wiatrową na Morzu Północnym. Powstała za 250 milionów euro 15 lat temu i miała funkcjonować do 2035 roku. Gdy była uruchamiana, Berlin zobowiązał się do subsydiowania farm wiatrowych przez 12 lat. Dopóki więc niemiecki rząd generował wiatr, wachlując euro zabranymi z kieszeni podatników, dopóty biznes się zgadzał. I dokładnie tak samo będzie w Polsce – powiedział Skalik.
Czytaj też:
OZE droższe niż energetyka konwencjonalna. Ekspert elektroenergetyki przypomina dlaczego
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
