Janusz Korwin-Mikke, który w niedzielnych wyborach samorządowych ubiegał się o fotel prezydenta Warszawy, opublikował we wtorek w mediach społecznościowych list. Zwrócił się w nim m.in. do członków Konfederacji i Nowej Nadziei.
Polityk rozpoczął swój list od przypomnienia, że wyraził zgodę na przyjęcie Przemysława Wiplera do Nowej Nadziei. Przyznał przy tym, iż co do jego moralnego poziomu nie miał wielkich złudzeń. "[...] ale zakładałem, że może się ustatkował" – dodał.
Dalej padają już dużo mocniejsze słowa. I zarzuty. "Ze zdziwieniem przyjąłem, że nie zajmując żadnego stanowiska w Nowej Nadziei, i nie będąc nawet Członkiem KONFEDERACJI – wypowiada się w jej imieniu" – napisał Korwin-Mikke. Jak zaznaczył, dopiero potem dowiedział się, że zgodnie z planem Jarosława Kaczyńskiego ma on przejąć Konfederację i doprowadzić ją do sojuszu z PiS-em. "Cóż: dopuszczalna gra polityczna. Dograna z niektórymi przywódcami KONFEDERACJI" – stwierdził.
Korwin-Mikke zapowiada pozew przeciwko Wiplerowi
Polityk poruszył także wątek minionej kampanii wyborczej i zapowiedział, że za to, co w jej ostatnich godzinach zrobił kandydat Konfederacji na prezydenta, spotka się z nim w sądzie.
"Różne zaczepki p. Wiplera w tej kampanii puszczałem mimo uszu. Poradziłem Mu tylko, by przeniósł się do PiSu, gdzie jest Jego właściwe miejsce. Moim celem było niszczenie p. Rafała Trzaskowskiego – inni konkurenci w ogóle mnie nie interesowali. Jednak 5-IV – czyli w dniu, kiedy już nie można było pozwać Go w trybie wyborczym – p. Wipler popełnił taką podłość, że nie mogę puścić tego płazem. Pozwę Go, oczywiście, do sądu – ale to może trwać kilkadziesiąt miesięcy, a przez ten czas człowiek ten będzie nadal działał w polityce. Nadal udając prawicowca" – czytamy.
O jaką "podłość" chodzi? "P. Wipler oznajmił, że odwiedzali go kol. kol. Stanisław Michalkiewicz i Tomasz Sommer, żądając 'jedynek' na listach do PE i obiecując 'próby zapłacenia Januszowi Korwin-Mikkemu, by nas nie atakował', żądając bardzo dużych sum '80 tysięcy miesięcznie przez cztery lata' – ale 'koledzy Wiplera' powiedzieli, że jest to 'całkowicie niepoważne' i nie podjęli tych rozmów" – relacjonuje w swoim liście 81-letni polityk, określając słowa Wiplera jako "całkowitą bzdurę".
Z kolei podejrzewanie Michalkiewicza o tego rodzaju działanie uznał za "po prostu nie wiarygodne".
"Bezczelna próba wymuszenia haraczu"
"Być może usłyszę jeszcze inne nagranie, w którym p. Wipler powie, że te pieniądze wręczył – na co dowodem jest, że Go nie atakowałem!?! P. Wipler nagrywając to był chyba w sztok pijany – co wyjaśnia dziwną sumę akurat 80 tysięcy złotych. Pomyliło Mu się w pijackim widzie: to jest suma, której parę lat temu zażądał ode mnie, gdy poprosiłem, by potwierdził w sądzie rejestrowym swój podpis jako jednego z trzech Założycieli partii KORWiN. Oczywiście: choć żądanie p. Wiplera było legalne – to było bezczelną próbą wymuszenia haraczu za spełnienie swojego w gruncie rzeczy obowiązku i poświadczenie prawdy" – napisał Korwin-Mikke, zapewniając, że odmówił. "Jakoś daliśmy sobie radę" – podkreślił.
Korwin-Mikke apeluje do Nowej Nadziei: Wyrzućcie Wiplera
Ostatnia część listu byłego już kandydata na prezydenta Warszawy to dwie prośby. Pierwsza skierowana jest do Rady Liderów Konfederacji o potępienie występku Wiplera. Druga – do Nowej Nadziei o wykluczenie tego polityka z jej szeregów.
"Niespełnienie tej prośby będzie oznaczać, że Nowa Nadzieja nie tylko wybrała inną od wytyczonej przeze mnie drogę – ale zaczęła tolerować (w dodatku w walce o 1% w wyborach, których ani ja ani p. Wipler nie mogliśmy wygrać...) typowe dla PiSu i PO metody, całkowicie utożsamiając się z establishmentem, który miała zwalczać" – podsumował Janusz Korwin-Mikke.
facebookCzytaj też:
Oficjalne wyniki wyborów w Warszawie. Spora zmiana w przypadku BocheńskiegoCzytaj też:
Korwin-Mikke rzucił w Trzaskowskiego świerszczem. "Pan jest komunistą"Czytaj też:
"Jako prezydent Warszawy nie dam na to ani złotówki". Korwin-Mikke złożył obietnicę