Kreml konsekwentnie wywiera na Mińsk presję, by zbrojnie zaangażowała się w wojnę Rosji przeciwko Ukrainie. Kwestia ta została poruszona w nowym raporcie amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW).
ISW: Kreml próbuje zmusić Łukaszenkę
ISW wskazuje w tym kontekście na obwód czernihowski, w którym toczyły się zacięte walki w pierwszej fazie kampanii. Graniczy on nie tylko z Rosją, ale też z Białorusią i wciąż występuje duże prawdopodobieństwo rosyjskiej "operacji pod fałszywą flagą".
Moskwa chce, by władze w Mińsku uznały to za pretekst, by przystąpić do działań zbrojnych przeciwko Ukrainie. O tym, że taki scenariusz jest realny mają świadczyć niedawne oświadczenia Alaksandra Łukaszenki, który powiedział, że Białoruś rozpocznie działania zbrojne "tylko wówczas, jeśli zostanie zaatakowana przez Ukrainę". Pięć dni później resort obrony w Mińsku donosił o ukraińskich wojskach, które jakoby "gromadziły się w pobliżu granicy" – zwraca uwagę ISW.
"Nadal oceniamy, że białoruski lub rosyjski atak na północne regiony Ukrainy jest bardzo mało prawdopodobny. Moskwa próbuje zmusić Łukaszenkę do bliższej współpracy bądź obwinić Ukrainę o przeniesienie działań zbrojnych poza granice państwa. Celem tych prowokacji jest osłabienie międzynarodowego poparcia dla Kijowa. Taka operacja mogłaby też służyć skoncentrowaniu ukraińskich sił na północnej granicy w celu odciągnięcia części wojsk z Donbasu i osłabienia przygotowań Kijowa do działań kontrofensywnych" – czytamy w analizie ISW>
Białoruś. Społeczeństwo antywojenne
Anna Maria Dyner z PISM, analityk ds. Białorusi i polityki bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, tłumaczyła niedawno, że atak wojsk białoruskich na Ukrainę nie opłaca się Białorusi z bardzo wielu powodów i nie opłaca się samemu Łukaszence
Oprócz argumentów stricte militarnych i politycznych, wskazała m.in. na fakt, że Białorusini nie chcą być wciągani do żadnej wojny. – Białoruś z wielu różnych powodów nie brała udziału w żadnych konfliktach zbrojnych od czasu powstania niezależnego państwa białoruskiego. Owszem, byli wysyłani jako błękitne hełmy, byli w niewielkiej ilości w Kazachstanie, ale to w zasadzie wszystko. Dlatego śmiem twierdzić, że nawet z tych 15 tysięcy tylko część naprawdę byłaby zdolna do prowadzenia efektywnych działań zbrojnych – powiedziała Dyner. Oboje rozmówcy zgodzili się, że nie wierzą w wejście Białorusinów na Ukrainę bez pełnego rozwinięcia mobilizacyjnego.
W dalszej części tego wątku analityk PISM omówiła zastrzeżenia społeczne, tłumacząc, że istotnym elementem białoruskiego kontraktu społecznego jest nie wikłać się w żadne wojny. – To widać w badaniach społecznych po dziś dzień (…) Społeczeństwo białoruskie jest antywojenne – podkreśliła, przypominając, że kierownictwo w Mińsku boi się masowych protestów.
Czytaj też:
Białoruś mięknie? Łukaszenka złożył zaskakujące oświadczenieCzytaj też:
Śmierć białoruskiego ministra. Media: To było samobójstwoCzytaj też:
Mołdawia była gotowa wysadzić lotnisko w Kiszyniowie