Lidia Lemaniak, DoRzeczy.pl: W środę odbyło się zaprzysiężenie Karola Nawrockiego na prezydenta RP. Jakie oczekiwania, jako Konfederacja, macie co do nowej głowy państwa?
Krzysztof Bosak, wicemarszałek Sejmu: Chcemy, żeby Karol Nawrocki wypełniał swoje deklaracje wyborcze i żeby dobrze reprezentował nasze państwo, wetował złe ustawy, był otwarty na merytoryczną debatę ze wszystkimi istotnymi osobami życia politycznego i społecznego. Jeżeli te warunki będą spełnione, będzie to już bardzo dużo.
Prezydent zapowiedział w pierwszym orędziu pracę nad zmianą konstytucji, która – jak mówił – wierzy, że będzie gotowa w 2030 roku. Konfederacja jakiś czas temu proponowała tzw. reset konstytucyjny, ale ten pomysł nie zyskał aprobaty. Czy zatem popieracie zmianę konstytucji?
Nie da się na takie pytanie odpowiedzieć tak lub nie. Uważamy, że obecna ustawa zasadnicza ma swoje wady, które ujawniły się w ostatnich latach, ale były znane też wcześniej. Jesteśmy gotowi na dyskusję o zmianie i poprawie konstytucji, co pokazaliśmy pięć lat temu w trakcie mojej kampanii prezydenckiej, której motywem przewodnim były tezy konstytucyjne, wyrażające podejście programowe naszych środowisk. Oczywiście, jesteśmy otwarci na debatę o nowej konstytucji. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę ze wszystkich trudności, które towarzyszą próbie uchwalenia nowej ustawy zasadniczej.
Od współpracowników prezydenta Karola Nawrockiego płyną głosy, że miałoby to pójść w kierunku wzmocnienia prezydenta. Uważa Pan, że jest potrzebne, aby prezydent RP był bardziej sprawczy?
Problem władzy wykonawczej można rozwiązać na kilka różnych sposobów i każdy z nich ma swoje wady i zalety. Obecnie mamy władzę wykonawczą częściowo podzieloną, głównie zlokalizowaną w rządzie, w niewielkim stopniu w urzędzie prezydenta RP. Można oczywiście kompetencyjny suwak delikatnie przesuwać, jednak czym innym są delikatne korekty, w sensie przyznanie prezydentowi jakieś dodatkowych kompetencji, np. w obszarze nadzoru nad armią czy polityki bezpieczeństwa, a czym innym jest propozycja ustroju prezydenckiego, a więc przesunięcia w ogóle władzy wykonawczej w kierunku urzędu prezydenckiego tak, jak to jest na przykład we Francji. Każdy taki wariant ustroju może mieć wady i zalety. My jesteśmy otwarci na dyskusję i obecnie swojego stanowiska nie przesądzamy. Uważam jednak, że najniebezpieczniejszym wariantem dla Państwa jest podzielenie władzy wykonawczej w taki sposób, iż właściwie nikt ostatecznie jej nie sprawuje.
"Zdajemy sobie sprawę ze wszystkich trudności, które towarzyszą próbie uchwalenia nowej ustawy zasadniczej" – co konkretnie ma Pan na myśli?
Największą jest stworzenie większości konstytucyjnej w Sejmie i uzyskanie legitymacji dla swoich pomysłów ustrojowych i programowych. Wiemy, jak rozbieżne są często stanowiska w sprawach konstytucyjnych pomiędzy różnymi grupami prawników i polityków. Tych pomysłów jest zawsze więcej niż się powinno zmieścić w konstytucji. Ustawa zasadnicza powinna być ograniczona w swojej długości, a pomysłów jest wiele. Dotychczas nowelizacja konstytucji następowała bardzo rzadko, tylko w sprawach, co muszę powiedzieć z przykrością, wymuszanych przez zagranicę.
Ale może po wyborach parlamentarnych Konfederacja i PiS będą mieć większość konstytucyjną? Całkiem niedawno były sondaże, które na to wskazywały.
Nie przesądzamy żadnego partnera do współpracy politycznej. Wiemy, że wszyscy są trudni i wszyscy są różni, natomiast finalnie wszyscy zdają sobie sprawę, że jakieś większości muszą się formować w parlamencie. Moim zdaniem decydujący głos należy do wyborców, komu powierzą największe zaufanie, przekuwające się na największą liczbę posłów. Byłbym szczęśliwy, gdyby to zaufanie wędrowało w kierunku Konfederacji, bo wtedy będziemy mieć silną pozycję do realizacji naszego programu i wówczas partner koalicyjny będzie poniekąd wtórny.
Myślę, że jednak wielu wyborcom Konfederacji, trudno sobie wyobrazić, żeby zwłaszcza Pańskie środowisko – Ruch Narodowy – było w jednym rządzie z Platformą Obywatelską.
Pytania o to, co sobie wyobrażam w polityce, miałem zadawane niezliczoną liczbę razy. Czasem w te dyskusje wchodziłem, a czasem nie. Uważam jednak, że niepodejmowanie takiej dyskusji jest właściwsze, dlatego że politycy, żeby prawidłowo nawigować w złożonym świecie rywalizacji, w polityce parlamentarnej i demokracji, muszą mieć wyobraźnię profesjonalną, a więc zdolną analizować wszystkie warianty pozytywne i negatywne, pożądane i niepożądane. Natomiast dyskusja publiczna na ten temat jest zupełnie czymś innym, bo społeczeństwo odbiera to jako zapowiedzi.
To może zapytam z trochę z innej strony – który rząd ocenia Pan wyżej? Ten obecny, koalicyjny rząd premiera Donalda Tuska, czy jednak osiem lat rządów PiS?
PiS miał różne fazy. Moim zdaniem nie da się ocenić ośmiu lat rządu w PiS w jednolity sposób. Uważam, że początek – w 2015 roku – był nie najgorszy. Końcówka była zdecydowanie odległa nam programowo. Natomiast obecny rząd oceniam bardzo negatywnie i zdecydowanie gorzej nawet niż końcówkę rządów PiS, czy w ogóle drugą kadencję rządu PiS. Nie jest to kwestia absolutnie sympatii politycznych. Chodzi o poziom wewnętrznej koordynacji w rządzie, poziom decyzyjności, tempo realizowania zapowiedzi – nawet tych, z którymi się nie zgadzam, skalę realizowanych inwestycji, rozstrzyganych programów, liczbę wpływających rządowych programów i ustaw do Sejmu. W tych wszystkich kategoriach – obiektywnych – obecny rząd wypada gorzej od rządu PiS, a wręcz wypada nawet blado na tle pierwszego rządu Donalda Tuska. Jestem zadziwiony i zażenowany słabością tych rządów i wydaje mi się, że jest to uczucie, bo to także opinia, która obecnie panuje także wśród licznych kręgów zwolenników obecnej koalicji rządzącej. Nie mówię tylko o wyborcach Lewicy, Polsce 2050 i PSL, ale wprost Koalicji Obywatelskiej. Rozmawiam z ludźmi, którzy byli zwolennikami odejścia od rządu PiS na rzecz Koalicji Obywatelskiej i oni wszyscy są rozczarowani jakością rządów Donalda Tuska.
Przemysław Wipler w niedawnym wywiadzie dla "Do Rzeczy" powiedział: "chcemy premiera z Konfederacji". To będzie wasz warunek koalicyjny, że premier przyszłego rządu musi być z waszego środowiska?
Oczywiście, budując swoje środowisko polityczne, jesteśmy przekonani, że warto stawiać na naszych liderów. Trudno o partię, która by widziała lepszych liderów niż swoich. Więc wypowiedź Przemysława Wiplera jest poniekąd oczywista. Chcemy po prostu, żeby ludzie z nowego pokolenia o spojrzeniu patriotycznym i rozsądnym, obejmowali funkcje państwowe. Chcemy promować młodych profesjonalistów, nie zaklinczowanych w spory pokoleniowe czy partyjne. Jednak zdecydowanie jest za wcześnie mówić o jakichkolwiek warunkach i rozmowach koalicyjnych. Na to przyjdzie czas po wyborach. Teraz jest czas na dobrą, solidną pracę w opozycji i tę pracę wykonujemy – w parlamencie, w komisjach, w komisjach śledczych, pisząc nowe ustawy, analizując to, co robi rząd i protestując w konkretnych sprawach, nagłaśniając różnego rodzaju nieprawidłowości czy afery, interweniując w ministerstwach i budując zaufanie społeczne.
Niektórzy wyborcy prawicy, wiążą nadzieję z prezydentem Karolem Nawrockim, że doprowadzi on do upadku rządu premiera Donalda Tuska. Widzi Pan na to szansę, że będą przedterminowe wybory, czy jednak mamy ich oczekiwać w terminie, czyli jesienią 2027 roku?
Dziwią mnie taki spekulacje publicystyczne, bo uważam, że jest w tym gruba przesada. Prezydent nie ma kompetencji umożliwiających doprowadzenie do upadku rządu. Owszem, ma możliwość paraliżować działania rządu poprzez nadużywanie prawa weta, przy czym jeżeli by to robił, to zaszkodziłby opcji, z której się wywodzi, czyli PiS. Nie sądzę, by się na to zdecydował. Moim zdaniem będzie rodzaj szorstkiej współpracy między prezydentem a rządem. Jeżeli w ogóle rząd miałby nie dokończyć kadencji, to tylko w wyniku konfliktów wewnętrznych, które – jak na razie – widać, że politycy koalicji potrafią pokonywać. Być może w którymś momencie poziom ich skonfliktowania doprowadzi do upadku rządu, natomiast na pewno to jeszcze nie jest ten moment.
Czyli raczej nie uważa Pan w tym momencie, że będą przedterminowe wybory?
Uważam, że wariant najbardziej prawdopodobny to wybory w terminie w 2027 roku i ukończenie tej kadencji przez tę koalicję rządzącą. Inną sprawą jest, czy z tym premierem na czele, czy z innym na czas kampanii wyborczej.
Zapytam jeszcze o trochę już odległą sprawę, mianowicie tzw. Deklarację Polską, którą ogłosił prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Dlaczego Konfederacja jej nie podpisała? Poczuliście się niejako trochę podstawieni pod ścianą?
Elementarną zasadą polityki jest to, że nie podpisuje się dokumentów autorstwa rywali politycznych.
Reakcja Sławomira Mentzena, który w reakcji na tzw. Deklarację Polską, nazwał Jarosława Kaczyńskiego "gangsterem politycznym" nie była Pana zdaniem trochę za ostra?
Każdy ma prawo to sam ocenić. Wydaje mi się, że Sławomir Mentzen chciał dokonać bardzo wyrazistej oceny, która przykuje uwagę opinii publicznej i całkowicie mu się to udało.
Kończąc naszą rozmowę, chciałabym jeszcze wrócić na chwilę do prezydenta Karola Nawrockiego. Były w mediach spekulacje, że Konfederacja będzie mieć swojego człowieka w kancelarii. Ostatecznie ktoś jest czy nie?
Nikt z Konfederacji obecnie nie wszedł do kancelarii prezydenta Nawrockiego.
A były takie propozycje?
Prezydent decyduje, kogo zaprosić do współpracy i my to obserwujemy. Jeśli jakieś będą, to będziemy je komentować.
Może Pan dostał wcześniej propozycję dołączenia do kancelarii prezydenta Nawrockiego?
Nie. Nie proponowano mi przyjścia do kancelarii prezydenta. Funkcja wicemarszałka Sejmu jest zresztą funkcją wyższą niż jakakolwiek funkcja w kancelarii prezydenta. Nie rozważałbym takiej propozycji, gdybym ją dostał, przede wszystkim jednak dlatego, że jestem liderem swojego środowiska politycznego. Moja misja to przewodzić naszemu środowisku i przygotować je do realizacji naszego programu.
Czytaj też:
Konfederacja w koalicji z KO? Polacy odpowiedzieliCzytaj też:
Bosak ocenił orędzie Nawrockiego
