Brzmi to jak bajka, ale to prawda. Daleko od swojej ojczyzny, gdzieś pośród pokrytych lasami wzgórz Anatolii, leży ukryta polska wioska – tak w 1904 r. widział Polonezköy (po turecku. Polska Wieś) czeski pisarz i podróżnik Karel Droz. Ta bajka wciąż trwa. Jadąc tu ze Stambułu, najpierw mijamy tablicę z napisem: „Polonezköy wita Was”, potem, podążając ul. Adama Mickiewicza, przejeżdżamy obok przepięknego polskiego cmentarza z grobami powstańców listopadowych, którzy zbudowali tu pierwsze domy, następnie mijamy kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Od ludzi, którzy nigdy nie byli w Polsce, można tu usłyszeć na ulicy doskonałą polszczyznę, choć momentami czuć, że to język, który rozwijał się trochę po swojemu: „ampulka” to w Polonezköy „żarówka”, „bałka” to „rzeka”, a „zeszyt” wciąż jest tu „kajetem”.
To wszystko ok. 20 km od centrum stolicy Turcji, po azjatyckiej stronie Bosforu. Wójtem wioski – już czwartą kadencję – jest Fryderyk Nowicki, urodzony tu w 1949 r. Na wizytówce swoje imię i nazwisko zapisuje jednak w sturczonej wersji (Frederik Novvicki), żeby Turcy nie mieli trudności z wymową.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.